Mateusz Gasiński o pomocy humanitarnej w audycji Dobrego Radia

O mądrym pomaganiu

Burkina Faso

Według ONZ to jeden z najsłabiej rozwiniętych krajów na świecie. Charakteryzuje się jednym z najniższych wskaźników rozwoju społecznego HDI (Human Development Index). Wynosi on 0.4, co sprawia, że Burkina Faso zajmuje 185. miejsce na liście 188 krajów.

Garść informacji:
  • 44% społeczeństwa żyje za mniej niż 1,90 dolara dziennie
  • współczynnik alfabetyzacji młodzieży wynosi 58,3% i pozostaje jednym z najniższych na świecie
  • jedynie 58,3% osób powyżej 15. roku życia potrafi czytać i pisać.
  • rolnictwem trudni się 80% ludności czynnej zawodowo
Uczymy przedsiębiorczości i podstaw rolnictwa

40

rodzin z wioski Gourcy
Przygotowujemy do zawodu krawcowej

58

kobiet

08.10.2021

Znasz się na pomocy humanitarnej, ale nie jest to dla ciebie taki temat jak dla mnie – że poczytam, wzruszę się i dam pieniądze. Albo tylko się wzruszę i udostępnię. Ty znasz się na temacie w praktyce.

Znam się z pomocą humanitarną od 8 lat. To był ten moment, kiedy powstała Fundacja Kasisi. Zakładaliśmy ją razem z Szymonem Hołownią, po roku powstała druga Fundacja Dobra Fabryka. Fundacja Kasisi wspiera jedno z miejsc, które Szymon odwiedził, zbierając materiały do napisania książki „Last minute, 24 godziny chrześcijaństwa na świecie”. Trafił wtedy do największego w Zambii domu dziecka. Ponad 250 młodych Zambijczyków i nie tylko Zambijczyków jest pod naszą opieką do dzisiaj. Wspieramy ten ośrodek, wysyłamy dzieciaki na studia, karmimy je, stwarzamy im po prostu bezpieczny dom.

Już w tym pierwszym roku zaczęliśmy dostawać sporo pytań z innych miejsc w Afryce, z prośbą o pomoc, czy moglibyśmy zrobić to samo, co robimy w Kasisi – bo robimy to dobrze – w innych miejscach. W ten sposób po roku istnienia Fundacji Kasisi powstała Dobra Fabryka, która jest już otwarta na różne projekty pomocowe na całym świecie. Robimy Dobrą Fabrykę, opierając się na czterech filarach: karmimy, leczymy, uczymy i dajemy pracę, i robimy to obecnie w dziesięciu krajach, niebawem będą kolejne.

Rozumiem, że byłeś tam na miejscu? Patrzyłeś tym ludziom w oczy, ściskałeś ich dłonie…

Regularnie odwiedzam Afrykę – wszystkie te kraje, w których mamy projekty. Teraz już nie tylko Afrykę bo jesteśmy obecni również w największym na świecie obozie dla uchodźców w Bangladeszu. Tam prowadzimy Child Friendly Place, czyli taki dom dziennej opieki dla ponad setki dzieciaków z tego obozu. To jest kropla w morzu potrzeb, ale bardzo ważna i zamieniająca obozową stagnację najmłodszych w namiastkę dzieciństwa.
Jesteśmy również na greckiej wyspie Lesbos, gdzie pomagamy w dostarczaniu specjalnych posiłków dla chorych, kobiet w ciąży, dla dzieciaków w największym z kolei w Europie obozie dla uchodźców. Bywam tam regularnie.

Mateusz, cieszę się z tego, że prowadzicie takie projekty, ale nie sposób zapytać: Mamy w Polsce mnóstwo niedożywionych dzieci i obszarów, w których można wykonać jakąś pracę – lokalnie. Tu jest przecież tyle do zrobienia – dlaczego pomagać tam, w Afryce?

My jesteśmy przecież dwudziestym którymś najbogatszym krajem na świecie…

Pozwól że ci przerwę, gdzie to polskie bogactwo widzisz?

Zobaczysz je, jeżdżąc tam, gdzie ja jeżdżę i widząc, jak w innych częściach świata ludzie funkcjonują. Naszym bogactwem jest to, że idąc rano do łazienki czy kuchni, odkręcamy kran, z którego leci woda. Że wystarczy podejść do ściany, żeby zapalić światło, że nam nie kapie na głowę, bo mieszkamy w ogrzewanych mieszkaniach czy domach.

Naprawdę nie trzeba mieć złotego porsche, żeby mówić, że się jest bogatym, wystarczy zobaczyć, jak funkcjonują ludzie na całym świecie i z jak fundamentalnymi potrzebami oni codziennie się zmagają. To są pytania o to, czy dzisiaj zjem przynajmniej jeden posiłek. To są pytania o to, czy przeżyje ten dzień za mniej niż dolara.

U nas nie ma takich problemów, żyjemy jednak w kompletnie innym świecie i  być może nasz problem polega na tym, że porównujemy się z krajami bardziej zamożnymi, natomiast zdecydowana większość populacji tego świata żyje na dużo niższym poziomie. Niestety przybywa ludzi, którzy żyją na granicy ubóstwa i takich jest z każdym rokiem więcej. Ubiegły rok przyniósł ponad 40 milionów ludzi, którzy, albo z powodu konfliktów zbrojnych, albo z powodu katastrof wywołanych zmianami klimatycznym, opuścili swoje domy, co oznacza, że nie mają nic. Że tułają się gdzieś po afrykańkskich krajach albo już są w obozach dla uchodźców.

To są ludzie, którzy po pierwsze nie mają, co zjeść, po drugie nie mają dostępu do sanitariatu. Mają problem w znalezieniu pracy. Afryka wciąż jest przede wszystkim kontynentem, na którym przeważający dochód przynosi rolnictwo. Ci ludzie, których ja spotykam w Afryce, żyją z rolnictwa, ale w momencie kiedy Boko Haram albo Al-Ka’ida spycha ich ze swoich wiosek na północy Burkina Faso, ratują się, uciekając w stronę stolicy Wagadugu. To oznacza, że oni nie tylko tracą dom – oni tracą swoje utrzymanie, tracą swoją szanse na posiłek, ponieważ tracą swoją ziemię, z uprawy której żyli, karmili siebie i swoje dzieci.

Wydajesz się być człowiekiem o wielkiej wrażliwości i Twoje pobudki do działania są związane z takim prostym pragnieniem, żeby świat był lepszy. Czy mam rację?

Ale wiesz dlaczego? Dlatego, że miałem okazję spojrzeć tym ludziom w oczy. My nigdy w Dobrej Fabryce nie mówimy, że walczymy z głodem, walczymy ze zmianami klimatu, naprawiamy Afrykę. Nie walczymy z pojęciami, tylko trafiamy do bardzo konkretnych ludzi, których poznaliśmy, których znamy z imienia i nazwiska, i których problemy w naprawdę łatwy sposób można rozwiązać.

Mamy taki projekt „Przybij nam 5”, który polega na tym, ze prosimy ludzi, żeby zakładali zlecenia stałe na pięć złotych tygodniowo. Pięć złotych tygodniowo czasami gubi się nam w kieszeni, albo wydajemy je na gazetę. Teraz nawet sok czy kawa w kawiarni kosztują więcej. To są kwoty, których często nie zauważamy w naszym miesięcznym budżecie. Za te 5 złotych, jeśli będzie nas wystarczająco dużo, jesteśmy w stanie docierać do dziesiątek tysięcy ludzi. I to właśnie robimy – nasza pomoc co roku dociera do ponad czterdziestu tysięcy osób.

Pytam cię o to, ponieważ jest wiele wątpliwości dotyczących skuteczności organizacji humanitarnych, czy choćby motywacji ich założycieli. Co jakiś czas słyszy się wręcz o skandalach, takich jak nadużycia finansowe czy wręcz handel bronią pod płaszczykiem dobroczynności. Czy możesz się do nich odnieść? Czy warto wspierać organizacje, czy może lepiej jest działać samodzielnie?

Mimo wszystko, lepiej jest pomagać systemowo. Lepiej jest znaleźć taką organizację, której jesteśmy w stanie zaufać, która jest przejrzysta, z którą się utożsamiamy. Pomoc na własną rękę po prostu często nie jest skuteczna.

Spotkałem też w swojej pracy ludzi, którzy przychodzą z tymi samymi wątpliwościami – że OK, my wam damy pieniądze, a wy wydacie na coś innego, ja chcę pomóc tej konkretnej osobie i chcę to zrobić sam, sama, wysyłając na przykład karton jakichś zabawek używanych do domu dziecka i będę się wtedy czuła lepiej i pewniej, że to dotrze na miejsce. Tylko, że ci ludzie nie biorą pod uwagę wielu rzeczy.

Po pierwsze, takie same zabawki można kupić na miejscu. Po drugie, przesyłka kosztuje i to niemało, te pieniądze też można by było wydać inaczej. Po trzecie, ktoś po te paczki musi jechać, poświęcić swój czas, odstać swoje w kolejce na poczcie – mówię tutaj na przykład o misjonarzach, czy ludziach, z którymi współpracujemy na miejscu. I później w ogóle się okazuje, że w środku są inne rzeczy, niż te które są potrzebne.

Takich historii jest naprawdę sporo, więc moim zdaniem mimo wszystko lepszą metodą jest znalezienie swojej fundacji. Naprawdę jest w czym wybierać, bo fundacji jest mnóstwo. Można z każdą się zapoznać, można odwiedzić stronę internetową każdej z tych fundacji i warto to robić, bo pomoc na własną rękę do pewnego momentu jest OK. Natomiast każde z tych miejsc, w których my pracujemy, potrzebuje jednak dużo większego wsparcia, i możemy go udzielać tylko dlatego, że mamy wokół siebie setki, tysiące już teraz ludzi, którzy nam zaufali.

Oczywiście, że przykładów na to, jak nie słuchając ludzi można się realizować w Afryce jest mnóstwo, na przykład stawiając szkołę w środku buszu i zapraszając do niej dzieci, ale nie zastanawiając się, czy przypadkiem te dzieci nie są głodne i czy w ogóle one mają siłę do tej szkoły dotrzeć.

Od początku celem Dobrej Fabryki było to, żeby podjąć współpracę na miejscu z ludźmi, którzy są tam od lat, mają świetny pomysł w głowie na pomaganie, wiedzą, jak to robić, znają kulturę i znają język. Dlatego zaczęliśmy z misjonarzami, którzy byli już od nastu, kilkudziesięciu lat na miejscu. Którzy stworzyli coś, na czego rozwój nie mieli pieniędzy. Przykładem jest szpital, który teraz już całkowicie finansujemy w Demokratycznej Republice Konga. Szpital i ośrodek dożywiania, który funkcjonuje obok niego. Oni wiedzą, co jest potrzebne. Wiedzą, jak zorganizować to, żeby na przykład w ośrodku dożywiania z głodem walczyć, pomagając głodnym ludziom, ale nie tylko doraźnie, ale też organizując na przykład szkolenia z uprawy przydomowego ogródka dla opiekunów tych dzieciaków. Organizując wykłady i pogadanki na temat przetwarzania żywności, higieny, przygotowywania dobrze zbilansowanych posiłków.

Dotarliśmy właśnie do tematu, który chciałem poruszyć – jak to jest z tą pomocą humanitarną. Czy to oznacza, że za taką pomoc będziemy odpowiedzialni już zawsze? Czy fundacje powinny mieć plan na to, jak pomóc ludziom wyjść z kryzysu w dłuższej perspektywie samodzielnie?

Wiesz, to zależy gdzie i na jaki problem organizacja humanitarna odpowiada.

Jeśli to jest pomoc po trzęsieniu ziemi na Haiti, jeśli to jest zaleczanie ran po jakimś dużym kataklizmie w jakimś kraju, który sam jest w stanie się podnieść, uzyskując taka doraźną, chwilową pomoc, to OK.

Natomiast są też miejsca, na przykład takie, w których my dzialamy, w których to nie wystarczy. Wtedy do pomocy humanitarnej trzeba dokleić pomoc rozwojową.

Cztery lata temu zaczęliśmy taki mini projekt w Burkina Faso, a konkretnie w wiosce Gourcy. Kiedyś słynęła z tego, że wokół niej  roztaczały się plantacje bawełny, wszyscy mieli pracę, wszyscy się znali na plantacji, na roli. Natomiast teraz pustynnienie klimatu, pustynnienie tego kawałka kraju w związku ze zmianami klimaty postępuje, w związku z czym oni nie maja czego uprawiać, bo tam już jest tylko piach. Tam wkracza po prostu pustynia Sahara i nie maja z czego żyć, więc my wpadliśmy na taki pomysł, że najbiedniejszym ludziom, którzy wiedzą jak się zajmować gospodarką, rozdaliśmy takie pakiety startowe – cztery świnie, narzędzia do pracy w ogrodzie, ziarno pod zasiew, nawóz, dostęp do wody, kawałek pola, przy którym jest studnia.

Daliśmy im to mówiąc: „słuchajcie, macie, ale zasada projektu jest taka, że po roku oddajecie nam to.” Tak w zasadzie to nie nam, tylko to my wskazujemy kolejną rodzinę, do której taki sam zestaw startowy powinien trafić. Czyli oni mają rok na to, żeby pomnożyć to, co dostali, wygenerować tę samą pulę dobra, którą dostali od nas i przekazać wskazanej przez nas rodzinie.

Ten projekt działa teraz już samobieżnie. Pakiety dostało dziesięć osób, teraz w projekcie mamy ponad sześćdziesiąt i oni sobie to po prostu podają. Są oczywiście tacy, którzy po dwóch tygodniach posprzedają te rzeczy i zostają z niczym – OK. Natomiast ci, którzy po roku podzielą się z kolejna rodziną, zyskują od nas coś na zawsze.

W pierwszym roku było tak, że ci, którzy przekazali kolejnym dziesięciu, dwudziestu kolejnym rodzinom ten pakiet startowy, dostali od nas możliwość wybudowania przy domach kurników – taki upgrade gospodarstwa.

Innym przykładem jest Kongo i nasz ośrodek dożywiania. Jasne, że można mówić, że z głodem nigdy nie wygramy, bo głód zawsze będzie, będą kolejni głodni. Przykład naszej pracy w wiosce Ntamugenga w północnym Kivu pokazuje, że można zmieniać ten problem systemowo.

Kiedy zaczynaliśmy naszą pracę w Kongu, większość dzieci z problemem niedożywienia lub z chorobą głodową już, które trafiały do nas, to byli nasi sąsiedzi, to byli mieszkańcy wioski Ntamugenga. Zapraszaliśmy ich, leczyliśmy, podając specjalnie zmodyfikowane mleko. W trakcie tej terapii rodzice pracowali z nami w ogrodzie, uczyli się jak pielęgnować ziemię, jak przetwarzać później żywność. Uczyli się też zwracać uwagę jakie są  pierwsze symptomy tego, że dziecko wpada w niedożywienie.

Jeśli kogoś chociażby o centymetr udało się tą rozmową popchnąć w kierunku myśli o tym, żeby zacząć robić coś dobrego dla tych ludzi, to zapraszamy na naszą stronę. Prosimy, przybijcie nam piątkę, załóżcie zlecenie na to 5 zł, naprawdę nie zauważycie, że w portfelu wam coś ubędzie, a dzięki temu naprawdę dołączycie do grona ludzi, którzy mają wpływ na życie ludzi na drugim końcu świata.
TUTAJ wysłuchasz pełnego nagrania audycji.