Pozbawiona wszelkich praw, wciąż marzy...

Bangladesz

Jest jednym z najbardziej zaludnionych i zarazem najbiedniejszych państw świata. Na jeden kilometr kwadratowy przypada tu ponad tysiąc mieszkańców. W kraju mieszka blisko 150 milionów ludzi. W sąsiedniej Mjanmie od połowy 2017 roku tysiące Rohingów straciło życie. Spalono ich wioski, a ocalali ruszyli w kierunku granicy z Bangladeszem. W ciągu kilku miesięcy w strefie przygranicznej osiedlił się blisko milion uchodźców.

Garść informacji:
  • ONZ od początku nazywa prześladowania Rohingów czystką etniczną
  • Rohingowie to dziś najbardziej prześladowana grupa etniczna
  • w pobliżu miasta Cox’s Bazar znajduje się największy na świecie obóz dla uchodźców, liczący ok. 920 000 ludzi
  • 55% ludności w obozie to dzieci
wzbogacamy dietę i zapewniamy niezbędne produkty gospodarstwa domowego dla

kilkudziesięciu

najsłabszych uchodźców

08.03.2019

Fatema Khatum ma dwadzieścia sześć lat. 30 sierpnia 2017 roku uciekając przed pewną śmiercią podczas masakry w wiosce Tula Toli uratowała nie tylko siebie. Ocaliła życie trzech córek. Z roczną dziś, najmłodszą była wtedy w ciąży. Kiedy wszystko się zaczęło krzątali się z mężem po domu. Dopiero co zjedli śniadanie, dziewczynki bawiły się gotując zupę na niby z liści, patyków i piasku. Było chwilę po ósmej rano, gdy głośne strzały, krzyki, dym i płomienie rozerwały w strzępy spokojny początek dnia. W jednej chwili uświadomili sobie, że prześladowania, których doświadczali przez całe życie właśnie przybrały zupełnie inny wymiar.

Odkąd pamiętali, żyli z piętnem tego, że są Rohingya. Urodzili się nie będąc już pełnoprawnymi obywatelami Birmy, mimo że ich rodzice i dziadkowie pochodzili stąd. Starsi mieli nawet dokumenty tożsamości, które z dnia na dzień przestały cokolwiek znaczyć, gdy w 1982 r. władze kraju ustaliły, że wyznawcy islamu z plemienia Rohingya nie mogą się już uważać za Birmańczyków. Od tej pory mieszkańcy sąsiednich wiosek każdą możliwą okazję wykorzystywali, by ich poniżyć. Potrafili, zatrzymać autobus, odnaleźć wśród pasażerów Rohingya, wyciągnąć ich na środek drogi, okraść, pobić, napluć w twarz i kopniakiem zawrócić w stronę domu. Kiedy potrzebowali krowę wcale jej nie kupowali, przyjeżdżali do wioski, szukali Rohingya, który miał krowę i przywłaszczali ją sobie. Rohingya stracili prawa do tego by się bronić, by cokolwiek móc.

Tamtego ranka słysząc wybuchy wpadli w popłoch. Wiedzieli, że to oni są celem, bo zawsze nim byli. Mąż zachowując przytomność kazał Fatemie uciekać. Sam pobiegł ratować jej rodziców. Krótko po tym jak wybiegł z domu, padła seria strzałów. Jeden z nich rzucił go na ziemię. Fatema uciekła z córkami na pobliskie pole ryżowe. Skryła się w wysokiej trawie, słyszała wybuchy, strzały i wrzaski. Widziała egzekucje swoich sąsiadów. Chciała krzyczeć i płakać, uciekać, ale zrozumiała, że jest w pułapce. Drogę ucieczki odcinała rzeka i odsłonięty teren wzdłuż linii brzegowej. Ruch zwraca uwagę bardziej niż kolor czy dźwięk. Podpowiedział jej to instynkt matki, która w sytuacji zagrożenia robi wszystko, by ocalić swoje dzieci. W absolutnym bezruchu spędziła z dziećmi kilka kolejnych długich godzin. Nie wiedzieli na co czekają, w końcu doczekali się zmierzchu. Gdy wszystko wskazywało na to, że najgorsze już za nimi, Fatema usłyszała w trawie szelest. Okazało się, że przez te wszystkie godziny w odległości zaledwie kilku metrów skrywały się inne przerażone rodziny. Na co czekali? Na cud i tak zresztą nazwali możliwość przeprawienia się na drugi brzeg rzeki, która nadarzyła się, gdy zrobiło się zupełnie ciemno. Następnego dnia ruszyli do granicy z Bangladeszem. Kolejnego byli już na miejscu, w obozie dla uchodźców.

Fatema jest bardzo silną kobietą. Widziała już w życiu za dużo i za dużo wycierpiała. Oficjalne dane dotyczące ofiar masakry z 30 sierpnia mówią o 1900 ofiarach, ale wszyscy wiedzą, że było ich dużo, dużo więcej. To jej sąsiedzi, rodzina, przyjaciele. Dziś jest sama. Mieszka w największym na świecie obozie dla uchodźców. Wciąż jest pozbawiona praw, nawet tych, które przysługują uchodźcom, bo statusu uchodźców jeszcze nie otrzymali.
Wspomnienia z przeszłości przerażają, myśli o przyszłości przynoszą strach i niepewność. Fatema chciałaby wysłać swoje dzieci do szkoły, móc je nakarmić czymś więcej niż jedynie ryżem z przydzielanej wszystkim racji żywieniowej. Marzy o tym, by mieć prawa, móc decydować w swojej sprawie, marzy, by życie jej i jej córek było legalne. Fatema nie traci nadziei. Jest przekonana, że najgorsze już za nią.

W grudniu po raz pierwszy odwiedziliśmy obóz dla uchodźców w Cox’s Bazar w Bangladeszu. Zdecydowaliśmy, że tu musi stanąć nasza kolejna fabryka dobra. Potrzeby są ogromne, a naszym celem jest, by ludzie, którzy doświadczyli okrutnego zła, zaznali w końcu dobra. W pierwszej kolejności chcemy, by nie byli głodni, chcemy ich wzmocnić urozmaiconą dietą, zaopiekować ich podstawowe potrzeby, kupić koc, matę do spania, drewno na opał. Nie pomożemy wszystkim od razu, nie przywrócimy im praw i nie nadamy obywatelstwa, ale możemy zająć się odbudowywaniem ich godności, zmniejszeniem głodu i cierpienia.