Uchodźcy też potrzebują pomocy

Bangladesz

Jest jednym z najbardziej zaludnionych i zarazem najbiedniejszych państw świata. Na jeden kilometr kwadratowy przypada tu ponad tysiąc mieszkańców. W kraju mieszka blisko 150 milionów ludzi. W sąsiedniej Mjanmie od połowy 2017 roku tysiące Rohingów straciło życie. Spalono ich wioski, a ocalali ruszyli w kierunku granicy z Bangladeszem. W ciągu kilku miesięcy w strefie przygranicznej osiedlił się blisko milion uchodźców.

Garść informacji:
  • ONZ od początku nazywa prześladowania Rohingów czystką etniczną
  • Rohingowie to dziś najbardziej prześladowana grupa etniczna
  • w pobliżu miasta Cox’s Bazar znajduje się największy na świecie obóz dla uchodźców, liczący ok. 920 000 ludzi
  • 55% ludności w obozie to dzieci
wzbogacamy dietę i zapewniamy niezbędne produkty gospodarstwa domowego dla

kilkudziesięciu

najsłabszych uchodźców

21.10.2020

Dwa lata temu zespół Dobrej Fabryki po raz pierwszy dotarł do największego obozu dla uchodźców na świecie w Bangladeszu. Spotkaliśmy ludzi, którzy uciekli z piekła. Okaleczeni, przerażeni, obdarci z godności i pozbawieni wszelkich praw Rohingowie uciekli przed niewyobrażalnym okrucieństwem, przed maczetami i karabinami w rękach szaleńców. Ci biedni ludzie widzieli na tym świecie już za dużo i za dużo wycierpieli. Wśród nich są dzieci. Zbyt wiele dzieci.

Nie da się pogodzić z myślą, że na tym świecie nie ma miejsca dla nas wszystkich, że się tu nie zmieścimy. Nie da się pogodzić z myślą, że jakiekolwiek życie na tym świecie może być nielegalne. Zapytałem Momtaz – kobietę, która okaleczona i poparzona cudem uciekła przed śmiercią – o czym marzy. Jej odpowiedź uświadomiła mi, jak inna od naszej jest rzeczywistość ludzi zamkniętych w obozach dla uchodźców. Momtaz marzy, by przekonać się, jak to jest być normalnym człowiekiem, takim jak my, który ma jakieś prawa. Kobieta mieszka w obozie w Cox’s Bazar od trzech lat. Wraz z nią dwie córki. Jedna się tam urodziła i nie zna świata poza obozem.

Pamiętam, jak pewnego dnia tuż przed zachodem słońca zerwał się lekki wiatr. Dzieciaki wybiegły z szałasów z latawcami zrobionymi z foliowych torebek. Wszyscy, starsi i młodsi patrzyli w niebo. Wciąż potrafili się cieszyć z małych rzeczy. Wciąż mieli nadzieję.

Dziś taką samą scenę widzieliśmy w największym obozie dla uchodźców w Europie. Wiatr, deszcz i chłód zdążył już pokazać, że to nienajlepsze miejsce na obozowisko dla 9000 osób. Na szczęście dziś pogoda była łaskawa. Dzieci wykorzystały lekkie podmuchy wiatru, wzbijając w powietrze latawce. Pamiętacie książkę Khaleda Hosseiniego „Chłopiec z latawcem”? Jej bohater Amir powiedział raz, że „w Afganistanie jest dużo dzieci, ale dzieciństwo to rzadkość”.

Setki tysięcy dzieci nie mają dzieciństwa w obozie w Cox’s Bazar, kilka tysięcy dzieci nie ma go na greckiej wyspie Lesvos. To się nie dzieje w książce, ale właśnie dziś w tych konkretnych miejscach. Właśnie dlatego tam jesteśmy i właśnie dlatego wciąż zapraszamy Was, byście byli tam z nami. Wciąż możemy coś dla tych dzieci zrobić. Uśmiech, kilka spędzonych razem chwil, zauważenie człowieka i jego potrzeb. Od tego zaczynamy. Do każdej paczki, oprócz niezbędnych środków higieny i ciepłego posiłku, wrzucamy też samochodzik, laleczkę, piłkę – coś co wywoła uśmiech. Coś co prócz troski o ich zdrowie, jest też wyrazem troski o ich dzieciństwo.

„Gdy się puszcza latawce – myśli wędrują wraz z nimi”, pisał Hosseini. Wszystko się zgadza. Latawiec to symbol wolności, wspólnego przeżywania emocji. Kojarzy się z uśmiechem i radością. Jest tylko jeden mały problem – napis na latawcach dzieci z obozu na Lesvos, który studzi entuzjazm. Głosi „SOS”. Wzywa pomoc.