Obóz dzieci

Grecja

W 2015 przez greckie wyspy przeszło 856 tys. osób, a w 2017 i 2018  już tylko niecałe 30 tys. (według UNHCR). Ale już 2019 rok przyniósł wzrost – ponad 60 000 nowoprzybyłych. Praktyka pokazuje, że na Lesbos można utknąć na dobre kilka lat. Nikos i Katerina prowadzą na wyspie małą restaurację, w której każdy uchodźca może poczuć się jak w domu i za darmo zjeść posiłek.

Garść informacji:
  • pod koniec 2023 r. w obozie na greckiej na wyspie Lesbos jest ponad 3500 uchodźców, blisko 26% z nich to dzieci.
  • od początku 2015 r. przez greckie wyspy dotarło do Europy prawie 1 000 000 uchodźców
Dziennie zapewniamy ponad

330

posiłków dla uchodźców
Prowadzimy dystrybucję

posiłków i materiałów pierwszej pomocy

dla najbardziej potrzebujących, w tym dzieci, kobiet w ciąży i chorych
Opiekujemy się

5 ha gospodarstwem

które daje pracę i zaopatruje kuchnię w warzywa

08.10.2020

— Hello! How are you? — woła do nas dziewczynka. Podbiega, uśmiecha się i przytula.

— I’m fine — odpowiadam, choć z trudem przechodzi mi to przez gardło, bo wcale nie czuję się dobrze, widząc w jak beznadziejnej sytuacji są ci ludzie, a wśród nich kilka tysięcy dzieci.

Od rana próbowaliśmy ustalić, ile dokładnie dzieci jest w nowym obozie. Niewykonalne. Nie wiedzą tego nawet ci, którzy za niego odpowiadają. Nie działa system rejestracji mieszkańców, nie ma więc statystyk, które pomogłyby w dostosowywaniu pomocy do potrzeb. Dowiedzieliśmy się jedynie, że najmłodszych, czyli tych mniej więcej do 10 roku życia, jest w obozie dużo ponad 2000. „Dużo ponad” może znaczyć nawet drugie tyle. Wystarczy spędzić tu chwilę, by przekonać się, że to obóz dzieci. Każda rodzina je ma i ma ich wiele. Dlaczego tak dużo? Od wieków najpewniejszym zabezpieczeniem człowieka była rodzina. W biedniejszych krajach ludzie wciąż na niej budują swoją przyszłość. Bogatsze kraje już dawno o tym zapomniały, mogąc sobie pozwolić na rozbudowane programy opieki socjalnej.

Prócz posiłków wracamy do obozu z pieluchami i mlekiem w proszku. Odnajdujemy rodzinę, która poprzedniego dnia poprosiła o pomoc. Spotykamy kolejną.

— Mam trzytygodniowe dziecko. Nie mam go w co ubrać ani czym nakarmić. Pokarm mi się kończy, a córka wciąż płacze — tłumaczy roztrzęsiona kobieta. Błaga, żebyśmy o niej nie zapomnieli. Upewnia się, czy zapisaliśmy numer namiotu. Będzie czekała na nasz powrót. To jej jedyna nadzieja.

Dzieci są tu wszędzie. Jedne bawią się w wysuszonej ziemi, dają nowe życie zabawkom i rowerom, które ktoś już dawno wyrzucił na śmietnik. Inne płaczą gdzieś z boku, zupełnie nie radząc sobie z emocjami. By pokonać traumatyczne wspomnienia, każdy człowiek musi mieć odpowiednią pomoc i przestrzeń. Obóz nie daje ani jednego, ani drugiego. Jeszcze przed pożarem Morii Lekarze bez Granic alarmowali, że w ciągu roku liczba samookaleczeń wśród dzieci wzrosła o 40%. Pracujący z nimi psychologowie nie spodziewali się, że kiedykolwiek w swojej karierze usłyszą od sześciolatka, że nie chce już żyć.

Nie dajmy sobie wmówić, że nie mamy na nic wpływu. Ciepły posiłek, rozmowa i odpowiednia reakcja na potrzeby tych ludzi znaczą dla nich więcej niż nam się może wydawać. Mamy do zrobienia konkretną robotę. Możemy nakarmić głodnych i przygotować do zimy rodziny w najtrudniejszej sytuacji. Możemy też dać im głos. Dlatego udostępniajcie nasze relacje i dużo mówcie o tym, co się tu dzieje.

Mateusz Gasiński