Pomoc dla rodziny Claire

Kilka tygodni po tym, jak bezradność lekarzy ostatecznie została potwierdzona wypisem ze szpitala, Claire trafiła do naszego hospicjum. Już wtedy nie mogła chodzić.
Przed chorobą młoda Rwandyjka mieszkała z mężem i sześciorgiem dzieci w czymś, co zwykle służy do przechowywania mioteł i innych niepotrzebnych na co dzień gratów. Mały schowek o rozmiarach 1,5 na 3 m, przyklejony był do domu mieszkalnego. Dom należy do człowieka, który za 10 000 franków (czyli 45 zł) miesięcznie, pozwolił ośmioosobowej rodzinie zająć jego przydomową rupieciarnię. Rzecz jasna, nie ma w niej wody, kuchni ani sypialni. Osiem osób spało obok siebie, szczelnie wypełniając byle jaką glinianą podłogę.
Jednak lokum nie było wcale największym zmartwieniem rodziny. Od 2 miesięcy nikt nie wie, gdzie jest jedyny syn Claire, dziesięcioletni Nshimiyimana Adrien. Głód kazał mu wyjść na ulicę w poszukiwaniu jedzenia.
Kiedy przy hospicyjnym łóżku Claire opowiadała z detalami o sytuacji swojej rodziny, nasze Anioły: Ernestina i siostry, od razu wiedziały, co trzeba robić. Wymiana porozumiewawczych spojrzeń zapowiadała to, co miało się wydarzyć dalej. Następnego dnia z samego rana ekipa naszego hospicjum i przedstawiciele Dobrej Fabryki pojechali odwiedzić rodzinę. Po drodze zatrzymaliśmy się na targu Kimironko, kupiliśmy ryż, olej i fasolę.
Kilka dni przed śmiercią Claire odnaleźliśmy Adriana. Rodzina znów była w komplecie. Po śmierci mamy zaopiekowaliśmy się całą gromadką. Mieszkają w wynajmowanym przez nas domu w Masaka i chodzą do najlepszych szkół w Rwandzie.