"Niektórzy ludzie nieśli jedzenie, jakieś zapasy. Ja miałam na rękach dzieci"

Bangladesz

Jest jednym z najbardziej zaludnionych i zarazem najbiedniejszych państw świata. Na jeden kilometr kwadratowy przypada tu ponad tysiąc mieszkańców. W kraju mieszka blisko 150 milionów ludzi. W sąsiedniej Mjanmie od połowy 2017 roku tysiące Rohingów straciło życie. Spalono ich wioski, a ocalali ruszyli w kierunku granicy z Bangladeszem. W ciągu kilku miesięcy w strefie przygranicznej osiedlił się blisko milion uchodźców.

Garść informacji:
  • ONZ od początku nazywa prześladowania Rohingów czystką etniczną
  • Rohingowie to dziś najbardziej prześladowana grupa etniczna
  • w pobliżu miasta Cox’s Bazar znajduje się największy na świecie obóz dla uchodźców, liczący ok. 920 000 ludzi
  • 55% ludności w obozie to dzieci
wzbogacamy dietę i zapewniamy niezbędne produkty gospodarstwa domowego dla

kilkudziesięciu

najsłabszych uchodźców

28.08.2019

Minara Begum ma 30 lat. Ponad wszystko na świecie kocha swoje dzieci – siedmioletniego Tuslima i pięcioletnią Foyazul. Marzenie Minary to podstawowe prawa dla jej dzieci, obywatelstwo, to by ktoś chciał walczyć kiedyś o nich, a nie wciąż z nimi.

Tong Bazar to mała wioska położona 50 km od granicy z Bangladeszem w głąb Mjanmy, dawnej Birmy. To tu przyszły na świat dzieci Minary, to tu jej rodzina od pokoleń uprawiała kawałek ziemi, który był wszystkim co Minara z mężem mieli.

Około północy 18 sierpnia 2017 roku w Tong Bazar rozegrał się horror. Pokazowa akcja birmańskich generałów pod hasłem „operacja antyterrorystyczna” nie była niczym innym jak czystką etniczną muzułmańskich Rohingów. Żołnierze wkroczyli do wioski, palili domy, wysadzali je granatnikami, rozstrzeliwali mężczyzn, gwałcili i bili do nieprzytomności kobiety.

Minara bała się, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Rohingowie od lat byli prześladowani, a kiedy w Birmie zaktualizowano listę grup etnicznych i wśród 135, którym potwierdzono obywatelstwo zabrakło Rohingów, jasne było, że na poniżaniu i dyskryminacji się nie skończy. Mimo że ich dokumenty tożsamości straciły ważność, mąż Minary przechowywał je jak największy skarb, jedyny dowód, że nie są znikąd. Kiedy przyszło wojsko, pobiegł je ukryć w górach wraz z jednym złotym kolczykiem Minary. Mieli tylko tyle.

W tym czasie Minara, jeszcze w połogu po przyjściu na świat ich trzeciego dziecka, czuwała nad całą trójką. Kolejne chaty stawały w ogniu. Wystrzeliwane na oślep kule karabinów cięły powietrze i ściany bambusowych chat. Jedna z nich wpadła do kryjówki Minary i zabiła jej kilkudniowe dziecko. Kiedy żołnierze zmienili kierunek siania zniszczenia, wykorzystała moment i z dwójką starszych dzieci zaczęła biec. Na drodze mijała ciała sąsiadów, bliskich, w końcu zauważyła swojego męża. Nie mogła się zatrzymać. Ona żyła i jedynym jej zadaniem było ocalenie Tuskima i Foyazul.

Ukryli sie w górach. W absolutnym milczeniu spędzili kilka godzin, a gdy ucichły okrzyki wojskowych, przygotowała dzieci do dalszej ucieczki. Wtedy okazało się, że w trawie wokół nich są jeszcze setki ocalałych. Z wioski liczącej ponad 2000 mieszkańców przeżyło około 400 osób. Ruszyli w stronę granicy z Bangladeszem, zostawiając za sobą kłęby unoszącego się nad wioską dymu. Tong Bazar przestało istnieć.

— Niektórzy ludzie nieśli jedzenie, jakieś zapasy. Ja miałam na rękach dzieci. Nie mogłam zabrać już nic innego. Szliśmy ponad tydzień. Zatrzymywaliśmy się w kolejnych zniszczonych i opuszczonych wioskach. Nocowaliśmy w nich, szukaliśmy pożywienia i ruszaliśmy dalej. Jak nie było czego zjeść, oszukiwaliśmy głód, żując korę drzew — wspomina. Do granicy szły tysiące ludzi. Małe grupki, jak dopływy rzek, w końcu łączyły się z większymi przed samą granicą, tworząc już wielotysięczny tłum.

Dziś Minara żyje w samym środku megaobozu w Cox’s Bazar. Obok niej grubo ponad milion osób, większość z nich z podobnymi historiami. Dobra Fabryka kończy właśnie budowę centrum dla dzieci i dorosłych, w którym młodsi znajdą chwilę na zabawę i naukę, a dorośli na zdobywanie fachu i chwilę wytchnienia od wspomnień i obozowej codzienności. Wiecie, co znaczy dla kobiet takich jak Minara możliwość wysłania dzieciaków do szkoły choć na parę godzin dziennie? Ile ciężaru i obaw zdejmiemy im z głowy, dając im tą bezpieczną, przyjazną przestrzeń, posiłek, możliwość zabawy i nauki?

Utrzymanie centrum będzie nas kosztowało ok. 9 000 dolarów miesięcznie. Biorąc pod uwagę, że schronienie znajdzie u nas każdego dnia 80 dzieciaków i drugie tyle dorosłych, koszt zaopiekowania się przez cały dzień jednym człowiekiem, który budzi się z koszmarami przeszłości i żyje w strachu o swoją przyszłość, wyniesie zaledwie 11 złotych. 11 złotych – tyle potrzebujemy dla każdego uchodźcy, by w naszym ośrodku dostał posiłek, mógł spędzić czas w bezpiecznym otoczeniu, porozmawiać z wychowawcami, odnaleźć w całej beznadziei promyk nadziei.