– Dobra Paprika – śmieje się Katerina, dodając do olbrzymiego gara posiekane w kostkę warzywo. Przejęzyczenie jednego z wolontariuszy, próbującego odgadnąć nazwę naszej fundacji, sprawiło, że na ryneczku codziennych żartów powstał właśnie wielki stragan z nowymi pomysłami na wygłupy.
– Trzeba się śmiać. Gdybyśmy stracili poczucie humoru, nikt z nas nie dźwignąłby otaczających nas sytuacji.
W kuchni Home for All radość z codziennych, małych rzeczy miesza się z gęstym żarem ponad 40-stopniowego upału, podgrzanego przez kuchenne palniki do temperatury znanej nam jedynie z parowych saun. W ostatnich tygodniach gotowanie posiłków dla mieszkańców obozu zaczyna przekraczać możliwości zaprawionych w boju kucharzy.
– Dziś posiłków zrobimy jeszcze więcej i nic nam w tym nie przeszkodzi. Mała, uboga wioska na południu wyspy ma swoje patronalne święto. Chcemy odwiedzić najuboższych z ciepłym posiłkiem. Nakarmić, pocieszyć, przytulić.
Warzywa zebrane przez Jamesa i Onura tuż po wschodzie słońca trafią do ubogich Greków niedaleko wioski Vrisa, która kilka lat temu w jednej chwili rozsypała się jak karciana konstrukcja w wyniku silnego trzęsienia ziemi. Mieszkańcy do dziś próbują odbudować mury i skleić życie w jedną całość.
Katerina z Nikosem widzą potrzeby każdego. Na co dzień wspierają mieszkańców obozu, ale kiedy dzieje się źle, angażują ich, by nakarmić ubogich Greków, podać strażakom walczącym z pożarami butelkę wody i wzmacniający posiłek. Robią to od lat, bo gen dobra, który w nich jest, nie ogranicza się jedynie do uchodźców. Tego samego uczą też przybyszów, którzy dotarli na wyspę, uciekając przed biedą i wojnami w swoich krajach. Każdy dzień w Home for All to lekcja człowieczeństwa, którą chłonie się przez skórę. Lekcja do odrobienia przez tak wielu z nas.