Zabezpieczmy szpital w Ntamugendze przed ebolą

Demokratyczna Republika Konga

Drugi co do wielkości kraj w Afryce, kraj pełen paradoksów. Z jednej strony bogaty w zasoby naturalne (m.in. kobalt, miedź, koltan, ropa naftowa, diamenty, złoto), z drugiej jego mieszkańcy należą do najbiedniejszych na świecie. Od dziesięcioleci Kongo pogrążone jest w przedłużających się konfliktach, które doprowadziły do powstania jednego z największych kryzysów humanitarnych na świecie.

Garść informacji:
  • Prawie 62% populacji (około 60 milionów ludzi) żyje w skrajnym ubóstwie, za mniej niż 2,15 dolara dziennie.
  • Aż 10 milionów ludzi wymaga natychmiastowej pomocy humanitarnej
  • 33 miliony ludzi pozbawionych jest dostępu do bezpiecznych źródeł wody i właściwych urządzeń sanitarno-higienicznych
  • liczne ogniska śmiertelnych chorób, w tym odry, malarii, cholery i wirusa eboli
  • ok. 11% wszystkich przypadków śmiertelnych spowodowanych malarią na świecie miało miejsce właśnie tutaj
Nasz szpital to ponad

27 000

procedur medycznych rocznie
Rocznie leczymy z malarii ok.

7000

pacjentów
Nasze położne odebrały

953

porodów w 2023 r.

17.05.2019

Szef WHO (Światowej Organizacji Zdrowia) mówi wprost: epidemia eboli, która rozwija się od miesięcy w tej części Demokratycznej Republiki Konga (prowincja Kiwu Północne), gdzie mamy szpital, jest nie do zatrzymania. Zachorowało już ponad 1700 osób, ponad 1100 zmarło, co oznacza że wirus jest bardzo zjadliwy, umiera 2/3 zarażonych. Dla porównania: w głośnej epidemii z 2014 r. w Sierra Leone, Gwinei i Liberii zginęło ok. 10 000 osób.

Mieliśmy i u nas w szpitalu pierwszy przypadek podejrzenia eboli, interweniowała grupa sanitarna, okazało się jednak, że to fałszywy alarm. Do czasu. Nie jest chyba, niestety, zbyt prawdopodobne, by wirus ominął Ntamugengę. Tym bardziej, że sytuacja w regionie jest koszmarna. Trwa regularna wojna, słychać strzały, ludzie migrują, uciekając z bardzo niebezpiecznych miejsc do tych odrobinę mniej niebezpiecznych. Ofiarami padają też udzielający pomocy. Dziś w „Gazecie Wyborczej” Robert Stefanicki pisze: „Od początku roku odnotowano ponad 100 ataków na terenowe ośrodki leczenia eboli i ich pracowników. W lutym zamachowcy spalili dwie kliniki Lekarzy bez Granic w prowincji Kiwu Północne, po czym organizacja zawiesiła działalność w tym regionie. W kwietniu napadnięto szpital w mieście Butembo i zabito kameruńskiego lekarza. 3 maja ofiarą napaści padł zespół grzebiący ofiarę eboli. Niedługo potem dwóch pacjentów zostało zabitych podczas ataku na klinikę w Katwa”.

I to wszystko z jednego powodu: minerały, które później służą nam w telefonach czy tabletach. To o nie idzie ta wojna, to z ich powodu najbogatsza ziemia na świecie nosi najbiedniejszych ludzi.

Popatrzcie, to dzieci, które teraz, dzisiaj leczymy w naszym przyszpitalnym Ośrodku Leczenia Głodu. 3-letnia Mahirwe z Kabaya, sąsiedniej wsi, oprócz głębokiego niedożywienia ma też malarię. 6-letni Moise z Rubare – leczony mlekiem terapeutycznym i antybiotykami, duża i bolesna opuchlizna głodowa. Na kolejnym zdjęciu 9-letni Christian, trafił do nas parę dni temu, niestety wczoraj przegraliśmy walkę o jego życie… 9-letnia Charite – z głodową chorobą kwashiorkor i malarią, być może też z gruźlicą… Gdyby nie Wy, gdyby nie Siostry, gdyby nie nasz szpital – nie mieliby żadnych szans. ŻADNYCH. Tak, nie zawsze wygrywamy, ale jeśli przegrywamy – to po walce…

Jesteśmy JEDYNYM miejscem, gdzie mieszkańcy całej rozległej okolicy mogą szukać pomocy. Bohaterstwo trwających na posterunku – Sióstr od Aniołów, naszych lekarzy z doktorem Johnem, pielęgniarzy, pracowników – nie ma miary. Po prostu nie mam słów szacunku, podziwu, wzruszenia, gdy myślę o tym, co robią, wiedząc też, co ryzykują. Nie znam innej niż oni definicji heroizmu, człowieczeństwa…

Na podziwie jednak nie możemy skończyć. Regularnie co miesiąc finansujemy całe to przedsięwzięcie. 15 000 pacjentów rocznie – leki, sprzęt, pensje – wszystko. Ostatnio robiliśmy zbiórkę na krew, której cena wzrosła dwukrotnie. Teraz, gdy mamy głód, ebolę i wojnę, proszę Was – zabezpieczmy Ntamugengę, jak się da. Spróbujemy zrobić wszystko, by jak najlepiej odpowiedzieć i na wzrost liczby pacjentów (bo migracje) i ewentualną epidemię. Z ebolą najskuteczniej walczy się izolacją chorych, gumiakami, wiadrem z płynem do dezynfekcji, rękawicami… Gdyby co – tego będzie trzeba tony. Zbierzmy po prostu ile się da, bo czuję, że wydatki w najbliższym czasie będziemy tam mieć takie, jakich jeszcze nie widzieliśmy… Wesprzyjcie zbiórkę na facebooku. U nas nie ma za małych darowizn. Każda – to ludzkie życie…

I pamiętajcie, proszę, o tych ludziach. W Waszych myślach, modlitwach… Niech czują, że nie są sami w tym piekle, które ludzie zgotowali ludziom, którego końca nie widać…