– Jesteś w Libanie. Jemy dziś razem kolację, ale jutro możemy obudzić się w stanie wojny i nic już nie będzie takie same – mówi dr Harouny.
Słowa doktora padają, gdy na stole pojawia się libańska poezja smaków, baba ghanoush, hummus, fattoush i kibbeh. O jedzeniu Libańczycy wiedzą wszystko. Niestety coraz więcej też o głodzie. Brak wody, prądu, jedzenia są jak wojna. Odbierają wolność, owijają wokół szyi pętlę, w końcu zabijają.
Od 2019 roku sytuacja w Libanie pogarsza się wykładniczo. Ten mały kraj na Bliskim Wschodzie odwiedził już wszystkie kręgi piekła, a sytuacja w regionie właśnie kopie pod nim kolejne.
W supermarkecie w Ajaltoun Rita wkłada do koszyka podstawowe produkty. Papier toaletowy, ryż, olej, pomidory, ser, pierś z kurczaka, fasolę w puszce, cukier, kawę, mały proszek do prania i pastę do zębów. Ma zadanie przypomnieć sobie, ile wart był banknot 100 000 libańskich funtów przed kryzysem.
– Dokładnie 66 dolarów. Tyle mi wystarczało, żeby kupić wszystko, czego potrzebowałam na cały miesiąc. Zobacz, koszyk już prawie pełny. Dziś na większość półek w ogóle nie patrzę. Zakupy oznaczają wyłącznie przetrwanie.
Banknot, który Rita trzyma w dłoni, skurczył się do wartości jednego dolara. Dziś może za niego kupić jedynie opakowanie najtańszych podpasek. Nic więcej.
Piętro wyżej w biurze supermarketu, z oknami wychodzącymi na sklepowe kasy, siedzi Charles. Wpatrzony w ekran komputera liczy zyski z interesu.
– Jestem przedstawicielem klasy średniej, której w ciągu ostatnich lat horyzont zawęził się wyłącznie do tego, co będzie jutro. Wrzucenie do koszyka nawet najdrobniejszej przyjemności bez analizowania i obawy, że braknie przez to na chleb, paraliżuje nasze „dzisiaj”.
Na nic innego nie mogą sobie pozwolić.
Charles marzy o emeryturze w spokojnym, bezpiecznym miejscu. Po czterdziestu latach pracy na koncie emerytalnym ma równowartość zaledwie trzech miesięcznych pensji. Nie będzie więc emerytury. Na spokój i bezpieczeństwo też się nie zanosi.
We czwartek w nocy Izrael wystrzelił w kierunku Iranu rakiety. Wieczorem Iran odpowiedział tym samym. Zaczęła się wojna. Na którą od 45 lat nikt nie miał odwagi. Słowa dr Harouniego podczas kolacji w libańskiej restauracji okazały się prorocze. Wybuchła kolejna wojna. Jak mówią Libańczycy: „kolejna nie nasza wojna”.